W ostatnich dniach Gdynia stała się miejscem niebezpiecznego ataku dzika na lokalną mieszkankę. Kobieta, w wyniku doznanych obrażeń, znalazła się w szpitalu, gdzie jej stan określono jako krytyczny. Trudności z dzikimi zwierzętami, szczególnie dzikami, są dla Trójmiejskich aglomeracji uciążliwe od wielu lat. Wobec takiego stanu rzeczy rodzi się pytanie – jak poradzić sobie z tym problemem?
Właściwie czy należy mówić o dzikach jako realnym zagrożeniu dla pomorskich metropolii takich jak Gdańsk, Gdynia czy Sopot? Odpowiedź wydaje się być twierdząca, skoro zwierzęta te już wielokrotnie atakowały ludzi. Kilka dni temu informacje o mieszkance Gdyni, która po ataku dzika została przewieziona do szpitala w stanie krytycznym, wywołały ogólne zaniepokojenie. Dziki zdają się już stałe obecne w naszym krajobrazie miejskim, żyjąc niemalże u naszych drzwi. Informacje o przypadkach złamań, pogryzień czy ran kłutych, spowodowanych przez te dzikie zwierzęta, nie tylko u ludzi, ale także u ich domowych zwierząt, regularnie pojawiają się w mediach społecznościowych.
Natomiast obrazy stadek dzików, które swobodnie przemierzają ulice miast, nie zaskakują już nikogo. Być może powinny, gdyż miasta nie stanowią ich naturalnego habitat. Mimo to dziki nieustannie poszukują nowych miejsc do życia i często trafiają na tereny ludzkie. Tego typu sytuacje są szczególnie wyraźne w Gdyni, gdzie dziki nierzadko można spotkać na najbardziej reprezentacyjnych ulicach miasta, plażach lub osiedlach zlokalizowanych w pobliżu lasów.